Tym razem od jednego z forumowiczów w łapki wpadł mi Marzocchi MX100.
Niby powinna to być konstrukcja bliźniacza do jakichś XC200 czy innych podobnych z tego okresu. Okazuje się jednak, że jego stopień skomplikowania bije inne amory tamtego okresu na głowę - a nawet dzisiejsze.
Kto rozbierał XC400 - XC700 ten wie, że tam poza regulatorem tłumienia nie ma żadnych ruchomych elementów. MX100 jest zupełnie inny - ma 3 obwody tłumienia i dwa sprężynowe zaworki.
Jeden zaworek odpowiadający za tłumienie dobicia jest w tłumiku, stanowiącym tradycyjnie część dolnych goleni. Drug zaworek ze sprężynką jest umiejscowiony na górnych goleniach (ostatnim zdjęciu - podniesiony palcem). Otwiera się, kiedy amor dobija i zamyka, kiedy amor odbija. Takiego rozwiązania nie widziałem w żadnym innym amorze. Do tego jest też standardowy dla serii XC obwód tłumienia odbicia w postaci dwóch małych dziurek w górnej goleni.
Żeby nie było za nudno - jest jeszcze jedna rzecz zupełnie niespotykana w innych amorach. To element na środkowym zdjęciu w najniższym rzędzie czwarty od prawej strony (między korkiem a segerem). Chyba nie trudno się domyślić, co to jest. Macie koncepcję?
Rozwiązanie uszczelek i górnego ślizgu typowe dla serii XC do modelu XC400 włącznie - czyli ślizg i uszczelka są wciskane do czarnego aluminiowego elementu, który następnie jest wkręcany w goleń. Jak dla mnie rozwiązanie miarę ok - dużo łatwiej rozebrać wideł wykręcając ten element, niż szarpać się z i wyrywać uszczelki z goleni. Niestety - masa jest w tym rozwiązaniu wyższa i dochodzi jeden oring więcej, który może się rozszczelnić.
Amor jest na tyle ciekawy i rokujący fajną pracę, że go na pewno całego odrestauruję i zapodam do jakiegoś roweru na jazdę testową. Jeden z najciekawszych widelców, jakie miałem. Niby podobny do serii XC - a wyprzedza ją o lata świetlne. A to przecież rok 1992 - 1993. Z drugiej strony - więcej elementów ruchomych - więcej możliwości awarii. Serwisowanie tego też z pewnością nie należało do łatwych.