Nie sądziłem że jazda na rowerze w warunkach zimowych i temperaturach rzędu -10C może dać tyle frajdy. Ostatni raz jeździłem na rowerze zimą jakieś 15 lat temu.
Wczoraj przełamałem się i przejechałem moją stałą 25km trasę na Lubinkę i z powrotem.
Było nieźle, bielizna 100% wełny sprawdza się bardzo dobrze w takich warunkach. Trochę chłodno przy zjeździe, ale bez tragedii.
Dzisiaj poszedłem za ciosem i byłem pojeździć w "Lesie Radłowskim" na zachód od Tarnowa.
To kilkuset hektarowy kompleks leśny, miejsce niedzielnych wycieczek Tarnowian. Dziś tłoczno nie było, zimno, pochmurna pogoda, mgła, i prószący śnieg skutecznie odstraszyły spacerowiczów, spotkałem tylko kilku fanów "nordic walking" i jednego biegacza.
Postanowiłem pojeździć bocznymi dróżkami, z których większość była nieprzetarta. Opony Kenda SBE 2,1 (nie retro niestety) które niezbyt dotąd lubiłem, świetnie sprawdziły się na śniegu. Po obniżeniu ciśnienia, co prawda wzrosły opory toczenia, ale przyczepność jak na warunki zimowe rewelacja.
Przejechałem jakieś 20km a wycieczkę zakończyłem przymusowym kilkukilometrowym marszobiegiem, gdyż złapałem gumę
Prawdopodobnie za bardzo obniżyłem ciśnienie w przednim kole i na jakiejś nierówności złapałem "snejka".