-> corrado, pasta bhp podoła wszystkim rękom ludu pracującego. Też nie lubię rekawiczek, łapy mi się pocą w nich.
-> docent, nie łapie tego Zina. Tzn. jeździć mam z niezamocowanym mocno do widelca kołem?
Generalnie, to metodologia jest - jak mnie uczono w dzieciństwie - taka.
1. Na osi jeden set kontra + konus zakręcamy na amen. Czyli dwoma płaskimi (z cienkim płótnem) kluczami konus jednocześnie odkręcamy, kontrę nakręcamy, by się gwinty zakleszczyły, i nigdy już przenigdy się nic nie odkręciło. Uff.
2. Potem oś razem z kołem wkręcamy w imadło (np. łapiąc za kontrę, która - jak już pisałem - zakręcona jest na amen) i dokręcamy konusa z drugiej strony i kontrę za nim, ale nie zakręcamy tego na fest, ino na styk.
3. Konus skręcamy tak, by koło zaczynało już "szurgotać" – czyli chodziło ciężko. Dokręcamy do tego, na styk, kontrę, nie siłowo. Ja robię to ręką.
4. Teraz blokując jednym kluczem kontrę, odkręcamy konus. Luz, który uzyskamy odkręcając konus pozwoli na optymalną pracę łożysk, i jednocześnie to odkręcenie zablokuje konus z kontrą.
5. Potem można zrobić test - zawinąć szmatę na obręczy, złapać koło za oba końce osi, i sprawdzić, czy ciężar szmaty obróci je "na dół".
Robię tak od wcześnego dzieciństwa (a konkretnie od św. komunii, gdy dostałem minikolarkę START 2 z pięcioma przerzutami z tyłu) i nigdy nie miałem problemów. Było to jednak w czasach, gdy profesor Zin zajmował się rysowaniem węgielkiem wiejskich wychodków, dworków i stodółek w takim fajnym programie w telepeerelewizji, ale to może nie był ten Zin, kto go tam wie...