Nie będę przecągał, powiem tylko krótko - nie podobało mi się

Rower mega długi, kiera nisko i wąska, hamulców brak, amortyzacja głównie za sprawą szerokich opon, dość spory ciężar. Pomyślałem sobie - kurde mam w serwisie taki asortyment retro części a bujam się na takiej "porażce" - trzeba zbudować coś co będzie w miarę użytkowe, dość lekkie i sprawne w lekkim terenie.
Wyhaczyłem u filka takie niewiadomoco. Szybka wpłata i po kilku dniach (mimo że dzieli nas 60km) w tandetnym kartonie dotarł do mnie miarę cały rower. Ogólnie misz-masz z różnych epok i dziwne geo, ale rama interesująca. Porozkręcałem do zera (prawie ukręciłem miski suportowe bo nie skumałem że to włoch




Od razu w oko rzuciły się porządne haki Ritcheya. Fajne prowadzenie linek na ślizgach też niczego sobie. Taka typowo włoska robota. Ale co to w ogóle jest? Varesi? Wuja google nic nie znalazł. Wyglądało to na jakiś handmade, customowe malowanie. Pod grubą warstwą lakieru widać było jednak jakieś logo. Początkowo myślałem że to Cinelli ale jednak nie do końca pasowało do wzorca. W końcu wpadłem na Carraro

W jednym z katalogów mam kolekcję tych rowerów, ale rocznik mi się nie zgadza. Tak czy siak firma wtedy się mocno ceniła. Wyższe modele (a ten z pewnością należał do wyższych) robili na Columbusie Thron i Genius. Kosztowały 20-50% więcej niż ówczesny stalowy S-works czy Scott Pro Racing.
Zastanawiające jest jednak to że rama ma geo pod sztywny wideł (ew. niski amor) oraz niską główkę co sugeruje zastosowanie sterów nakręcanych i fajki. Z drugiej strony prowadzenie linek wyklucza montaż cantów






Plan jest zasadniczo klarowny i prosty. Będzie żelazny rower na matowo-czarnej ramie, srebrne dodatki i chyba ten amor z fotki powyżej tyle że po modyfikacjach.
Powinno toto sensownie tłumić, hamować też (będą V-ki) a wygląd tak przy okazji. Waga.... jeszcze nie przeprowadzałem symulacji ale przed przecinkiem będzie jedna cyfra.
Ciepełko dziś było to siup ze sprzętem na dwór coby nie syfić w serwisie i jazda ze szlifierkami.

Po równo pół godzinie rama za sprawą szlifierki ręcznej straciła większość bazowego lakieru i ważyła już 1758g.


Po kolejnych dwóch kwadransach prym przejął dremel a rama schudła kolejne kilkanaście gramów. Myślałem że resztki farby zosataną strawione przez płyn do usuwania lakieru, ale ni cholery tego nie chciało brać. Jutro muszę zanabyć gąbki ścierne i będzie ciąg dalszy rękodzieła.
