W porównaniu ze zdjęciami wersji oryginalnej (jak wyżej!), to jakby nie ten sam rower! Po prostu właściciel, czyli ja, odcisnął na jego wyglądzie swoje wariactwa, upodobania i gusta.
Wkliknięcie w obrazek, powiększa zdjęcie!

Choć szeroki kąt obiektywu nieco zniekształca proporcje, rower jest moim zdaniem ładny. Przy okazji, przepraszam, że rowerek nieco przybrudzony i przykurzony. Ale cóż - cały czas jeździ, choć pewnie już nie tak często jak kiedyś.
Zacznę swój opis od ramy.
Łatwo zauważyć, że wszystkie rury głównego trójkąta są nadwymiarowe, przy czym każda z nich ma inną średnicę.
Najciekawsza jest rura podsiodłowa, która na wysokości górnego mocowania linki tylnej przerzutki, rozszerza się zewnętrznie, osiągając w górny węźle zbiegu z rurą poziomą i wspornikami tylnego widelca nieco większą średnicę.
Jak przyjrzycie się uważnie zdjęciu, z pewnością to zauważycie. Ta zmiana średnicy, lejkowato i równomierne zmienia się na długości około 4 cm.
Dolna część rury podsiodłowej zmienia z kolei swój przekrój - z okrągłego, na wysokości obejmy przedniej przerzutki - na eliptyczny w miejscu wspawania tej rury w mufę suportową.
Ta zmiana przekroju jest tak ładnie wykonana, że niepodobna określić miejsca, gdzie kończy się przekrój okrągły a zaczyna eliptyczny, choć cała zmiana zachodzi na długości około 11 cm.
Fajny kształt mają też tylne patyki, czyli ukośne wsporniki tylnego widelca, które w części środkowej są znacznie grubsze niż na końcach, choć najprawdopodobniej, w połowie długości, mają też znacznie cieńsze ścianki.
Myślę, że chodziło tu o wzrost sztywności całego tylnego trójkąta w miejscu mocowania cantileverów.
Wszystkie spawy tej ramy wykonane były ręcznie, czego nie można poznać po niemal idealnie równym i elegackim spawie - ale wyraźnie widać w miejscach gdzie spawanie kończono.
O tym, że wszystkie rury spawano do czoła, chyba już nie warto wspominać.
Na powyższym zdjęciu, rower prezentuje się w wersji jesienno - zimowej, z pełnym oświetleniem Cat-Eye'a z epoki, czyli właśnie z przełomu lat 80-tych i 90-tych i na najcięższych, 36 szprychowych kołach, z których tylne zaopatrzyłem w monstrualną kasetę, kończącą się na 32 zębowym trybie.
Całość, wraz z pólkilowym siodłem Brooksa, waży około 13,4 - 13,6 kg.
Jak widzicie, lubię się chwalić i popisywać, zatem opowiadanie o tym, co na tej ramie powiesiłem, odkładam na później.
No cóż! Do tej pory, myślałem, że nie mam komu opowiadać tego wszystkiego.
A tu proszę - jaka miła niespodzianka

Serdecznie pozdrawiam
***