skolioza pisze: jakby mnie minął tak pędzący oszołom to bym na nim psy wieszał, z rozsądkiem też niewiele ma to wspólnego...
I tu się właśnie mylisz.
Dzisiaj praktycznie nikogo nie było na drodze pod przełęcz.
Po za tym ja już opanowałem ostrzeganie ludzi do perfekcji
Doskonale wiem w którym momencie będę się z kimś mijał.
Jeśli wiem że to nastąpi to pełznąc pod górę ostrzegam że np za 10 minut będę zapierdzielał żeby uważali na - psy , koty , dzieci itp.
Kiedy grzeję w dół to drę mordę tak głośno że wszyscy już wiedzą że dostąpią zaszczytu ujrzenia mnie kiedy jadę z prędkością "warpową"
Czasami trafiają się debile dyskutanci turyści ale są na szczęście w mniejszości.
Poprzednim razem jak miałem 500 metrów do końca podjazdu i byłem ujechany porządnie napotkałem takiego "geniusza".
Z daleka widziałem rodzinkę - robili co chcieli na drodze , dwójka dzieciaków z rodzicami.
Przejeżdżając obok tego faceta powiedziałem - PROSZĘ pilnować tych dzieci bo za 5 minut będę szybko jechał.
Ten wiele NIE MYŚLĄC uniósł się i odparł - to niech pan uważa.
Więc mu odparłem - a jak auto będzie jechało to też pan będzie się tak głupio kłócił!?
Stulił dziób.
Jadę dalej i obok jego wspaniałej partnerki syknąłem sam do siebie pod nosem "ech turyści".
A ona że słuch miała niczym moja teściowa podłapała temat - a pan to kto!?
A ja jej - miejscowy i potrafię się dostosować.
Na zjeździe ostrzegłem ich głębokim rykiem niczym wieprz podczas kopulacji i ładnie stanęli z boku.
Korony im z głów nie spadły bo trwało to 10 sekund.
Przejechałem grzecznie 2 metry od nich.
Pytanie - po jaką cholerę tacy ludzie się kłócą!?