aldek pisze:no ale bardzo często otyłość da się, i nawet należy, upływem wieku. wielu z tych, co dziś mają sporą nadwagę w młodości byli szczupakami.
gatunek ludzki tak ma.
fitnesterroza wytwarza fałszywe przekonanie, że każda babka powinna być jak chodakowska, a facet jak majdan. Nawet w piątym krzyżyku. Jak nie wyglądają, to jest to ich wina. no, słabi są. I potem są takie zdania, że "nic nie usprawiedliwia...".
gwno prawda.
długi, uwierz, 80 proc. ludzi nie stać (w znaczeniu nie mają tyle pieniędzy/czasu i nie mają tyle kapitału społeczno-kultorowego) by wyglądać szczupło i pięknie. już pomijając genetykę.
@corrado, trzymam kciuki za Tatę.
jakiś fachowiec skonsultował Ci tę dietę, czy tak po prostu MŻ (mniej żrem)?
generalnie, to tak bardzo nie przejmuj się wagą (na pewno będzie się wahać, tzn. może nie iść jak po sznurku w dół), natomiast pracuj nad wydolnością. Jeśli mogę coś doradzić: zaopatrz się w krokomierz, ustaw sobie jakiś limit (np. tyle ile dziś średnio przechodzisz +20 proc.) i codziennie ten limit zasuwaj.
Przecież nie piszę o tym aby wyglądać jak Chodakowska czy Majdan. Chodakowska to profesjonalistka i zarabia wyglądem na życie i tyle. Dla zwykłego śmiertelnika taki wygląd, a szczególnie u kobiety, to igranie z ogniem (na dłuższą metę), nie opłacalne dla nie profesjonalistów. Majdan to były sportowiec więc musiał być szczupły w swoim czasie, u niego jednak wygląd był efektem ubocznym szlifowania formy, nie wyglądu. Nie chodzi też o kasę bo paradoksalnie dieta, która pozwala facetowi utrzymać dość szczupłą sylwetkę i niską wagę, jest tania, jak nie najtańsza ze wszystkich możliwych "nowoczesnych diet". "Żryj mniej" jest generalnie dobrą radą, ale ważne jest też to co się żre. Sama waga o niczym nie świadczy, istotne jest to aby trzymać stosunek tkanki tłuszczowej do mięśniowej w ryzach.
Można jeść 1000 kcal i głodząc się chudnąc, można pozwolić organizmowi zjadać cenną tkankę mięśniową, pogarszając tym samym stosunek na niekorzyść. Powiem wprost, facet powinien się żywić przede wszystkim mięchem czerwonym (wieprzowina, wołowina itd.), i do tego ćwiczyć mięśnie które jeszcze ma, aby nie zanikały (tym bardziej po 40 roku). Dlatego siłownia jest wskazana jak najbardziej. Uciekałbym też jak diabeł od święconej wody od wszelkich dietetyków, którzy wciskają klientom po 5-7 małych posiłków dziennie i tony roślin do przetrawienia, bo nie jesteśmy bydlakami które cały dzień wypasa się na łąkach, którą przerabiają trawę na białka i tłuszcze w swoich "reaktorach".
Jesteśmy ludźmi i nie mamy czterech "żołądków" jak bydlęta, mamy tylko jeden i do tego świetnie przystosowany do trawienia mięsa. Wszelka roślinność od zawsze była pożywieniem przede wszystkim biedaków, za kłusowanie w lasach nie wieszano bez przyczyny ;) No ale moda i inne uwarunkowania dziś robią swoje i ludzie mają takie a nie inne problemy.
Chcesz dać sobie szansę na zdrowe schudnięcie? Ogranicz węglowodany do poniżej stu gram na dobę, a reszta pożywienia niech będzie z mięsa chudego, tłustego itd. co tam sobie zażyczysz (włoszczyzna i zielenina też jest OK). To działa, jest sprawdzone, profil lipidowy się poprawia, samopoczucie poprawia, hormony też. Natury nie warto poprawiać, na to jesteśmy jeszcze za malutcy ;) (choć wielu "autorytetom" wydaje się że wiedzą więcej...). Oczywiście, wszelkie manipulacje metabolizmem przy pomocy diety powinny być konsultowane ze specjalistą, czyli dobrym specem od diet niskowęglowodanowych (takich niestety nasze uczelnie nie kształcą...). Na początek polecam książkę "Życie bez pieczywa" - Wolfgang Lutz , Christian B. Allan. Tytuł przewrotny, bo pieczywo może być, ale są ograniczenia. Nie ma jej już od dawna w sprzedaży, ale w sieci można cos tam jeszcze znaleźć. Lutz dożył chyba 97 lat w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, praktykował przez około 50 lat, pomógł setkom jak nie tysiącom pacjentów, był Austriakiem. Lubił wypić codziennie pół litra czerwonego wina, do kolacji o ile mnie pamięć nie myli. W sumie jak ktoś przeczyta jego książkę i chciałby spróbować, to niech idzie do lekarza, zrobi sobie podstawowy panel na początek, niech zastosuje się do wytycznych Lutza i po dwóch-trzech miesiącach niech znowu idzie na panel kontrolny (ale lepiej nie mówić lekarzowi po co te badania i co jest w zamiarach bo lekarz będzie odwodził od tego zamiaru). Warto spróbować.