no więc tak
wreszcie przyszła, ta prawdziwa, polska jesień. Nie żadna tam złota, strojna dziwka, ale prawdziwa nasza jesień, ciężka jak kac po weselu, ubłocona i brudna, ale jakoś tak piękna. Uwielbiam jeździć rowerem w takie mgliste dni.
Pod Grójcem hektary jabłoni, jabłka gniją na drzewach i pod nimi, w tym roku nie opłaca się zbierać, taki urodzaj i rynki-srynki światowe, wiadomo. Gdzieniegdzie nawet je wyrzucają, po prostu, do lasu. Żal patrzeć, bo - prosto z drzewa - pyszne te jabłka nasze, mazowieckie. Kapitalizm, kurwa. O, losie.
Także ten, tak sobie jadę, przez te pola, sady na końcu mglistego świata, trafiają się też stare sady, z jabłkami których-już-nie-kupisz, o takie złote jak te, żona mówi, pamięta, kosztele, ja pamiętam tylko smak, słodki, dziwny, dziś już tak owoce nie smakują, zbyt wyrafinowany to jest smak na dzisiejsze czasy, o losie.
Te wsie mazowieckie, niezepsute głównymi drogami, takie daleko od szosy, to zawsze mają jeden zauważalny łatwo wzorzec - jest jakiś stawik, park, w nim ruiny dworku, a po drugiej stronie czworaki, jak w majątku komuchy ustawiły PGR, to obok czworaków stoją sobie ze dwa-trzy piętrowe, małe bloki. Czasem, jak dyrektor PGR miał serce, a czasem je nawet mieli, to się i brukowana aleja uchowa. O, losie.
Dziedziców już ni ma, pegieerów tyż ni ma, ale i takie perełki 29 lat wolności też się czasem trafiają - oto niedokończony pałac jakiegoś biznesmena, nie chce mi się szukać kogo, szkoda synapsy na typa, dzięki Bogu coś nie pykło, dziś to gniazdo żulerki, ta wieża, ten mur, tam jest nawet i fosa, słodki Jezu, mieli rozmach skwysyny, o, losie.
Zaprawdę, powiadam Wam, jest ten pokrak zamczyskowy godny jeszcze jednego zdjęcia, oto kuta brama, nowohrabioska, nowobaronoska, przedsiębiorczoska, w murze tak tęgo osadzona, że jej żulia nie daje jeszcze rady, patrzajta, ino na klęczkach przed majestatem, łojezu.
I mgła, wszędzie wilgna mgła, gdzieniegdzie ino nadziewana wróblami. 60 km, z Czachówka, via Worów do Grodziska. Polami, sadami, PGR-ami, nażarłem się tych jabłek jak nigdy, pycha, prosto z drzewa to jednak prosto z drzewa, twarde, soczyste, te ze straganu to przy nich wata.
O losie.