Skeevo pisze:Współczesne maszynki są wygodniejsze i trochę wyręczają w jeździe rowerzystę
Albo pozwalają jeździć jeszcze szybciej po jeszcze trudniejszych trasach przesuwając znacząco granicę tej wygody
focker pisze:Ty wolisz na gravelu, ja wolę na retro. Nie twierdzę przy tym, ze gravel to gówno - po prostu nie wpisuje się w moje preferencje. Za to kompletnie się nie zgadzam, że wszystkie stare amory chodzą jak kupa (za wyjątkiem manitou z tego wątku, którego sam doprowadziłeś do takiego stanu) . Jest mi bardzo wszystkojedno czy jeździsz Ęduro, DH, czy Motocross używając elektrycznego Quada - miałem do czynienia z (powiedzmy) kilkoma retro widelcami - i prawda jest taka, że przy potrzebach większości zjadaczy chleba jedne amory chodzą świetnie, inne dobrze, inne gorzej, a reszta to faktyczne gówno w postaci Zoomów, RST i Manitou 4 z wsadzonymi sprężynami :) Twierdzenie, że wszystkie stare amory to gówno to jak porównywanie Malucha i Lanci Stradale i twierdzenie, że oba auta to gówno bo są stare.
Jest też jedna ogromna przewaga starych rowerów i starych amorów nad obecnymi. Stary rower po prostu bierzesz i jedziesz. Mając takiego Bombera, Maga czy Judy Hydracoil nie martwisz się czy olej zmieniałeś rok temu czy dwa. Nie martwisz się kiedy się pokrzywi osiemdziesięciodwubiegowa przerzutka, nie pitolisz się z dolewaniem mleka, dopompowaniem dampera, ustawianiem sagu, ustawianiem w kolejce do serwisu amortyzatorów itp. Po prostu wsiadasz i jedziesz. I można to robić z ogromną przyjemnością (do 2016 robiłem wypady transalpejskie na Cannondale f900 z 1998 r.). Jak pisze Skeevo - to jak jazda starym samochodem. Nie ma być najbezpieczniejsza, nie ma być najszybsza, nie ma być najbardziej komfortowa - ma powodować uśmiech na twarzy (a taki Frankenstein na sprężynach może spowodować na twarzy co najwyżej spore wyszczerbienia w uzębieniu przy większych dziurach ;)
Sam mam starego włoskiego roadstera. Siedzę przy nim już druga zimę i nie wyobrażam sobie, żeby go wreszcie skończyć i stwierdź: ale gówno, nie będę tym jeździć :) Mogę też na szybkości wsadzić do niego wylane amortyzatory bez tłumienia od dużego fiata - w końcu nie będzie tego widać a i tak zawieszenie pracuje jak gówno :)
Szczerze, miałem nadzieję, że ta bezsensowna (z powodów, o których w kolejnych zdaniach) "dyskusja" umarła już śmiercią naturalną. Chyba też zauważyłeś, że nasze niezrozumienie wynika z tego, że nie zatrzymałem się na etapie kiedy jazda MTB to była wycieczka na żółty pod Przechybę czy borówki na Policy, a ambona czy rynna pod Szczeblem przestały być wyzwaniem 20-cia lat temu. Owszem, jestem od wielu lat związany z dyscyplinami bardziej grawitacyjnymi ale potrafię przyjąć, że dla osoby uprawiającej turystykę rowerową, o której piszesz, widelec pokroju Judy może być zupełnie wystarczający, bo w końcu cała masa marketowych rowerów jeździ z powodzeniem po podkrakowskich dolinkach i okolicach. Ale jak napisałeś to "
po prostu nie wpisuje się w moje preferencje". I nie jest też dla mnie przewagą "
bierzesz i jedziesz", bo jestem w stanie poświęcić czas i pieniądze po to żeby efektywniej i szybciej poruszać się na trasach.
W całej tej rozmowie tylko jedna rzecz mnie uderzyła - przedstawiasz bardzo mocne stanowisko, bez żadnej refleksji, w temacie, o którym nie masz wielkiego pojęcia, bo nie odbierając Ci wiedzy dot. starej amortyzacji, podobno bardzo dużej, to z tego co rozumiem z tą nową nie masz właściwie żadnej faktycznej styczności (ale jesteśmy na forum retro więc nie powinien oczekiwać). Mimo to cofnę się o krok - stare widelce to potworne gów#0 na potrzeby jazdy, o której nie jest to forum
