#111
autor:focker
Już był kiedyś temat o tym widelcu w dziale obserwowanych aukcji.
Fakt faktem, amor wygląda fajnie i jego wykonanie powala na kolana - w końcu to amor RST produkowany w USA, a nie tłuczony na Tajwanie jak masowe amory tej firmy. Jak każdy amor ma swoje wady i zalety:
Zalety:
- produkowany w Stanach - pięknie wycinane CNC elementy - korona, tłumiki itp. Kawał
fajskiegio żelastwa w ręce - aż się nie chce wierzyć, że to RST (choć wg mnie Mozo w wersjach produkowanych w Stanach są pod tym względem jeszcze fajniejsze).
- dość niska masa (choć po Hi Endowym horrendalnie drogim widelcu można się spodziewać czegoś lepszego, co opisałem w jego wadach ;)
- niezła sztywność, wyższa niż w SIDach z tamtego okresu
- możliwość dostosowania do swojej masy ciała bez wymiany sprężyn.
Wad jest więcej:
- brak tłumienia olejowego - jedynie powietrzne. Jakkolwiek tłumienie dawało całkiem fajnie radę, to jakakolwiek jego regulacja możliwa jest jedynie poprzez wymianę dysz tłumika - co wymaga rozebrania całego widelca. Niby robisz to raz i koniec, ale konkurencja oferowała zewnętrzną regulację tłumienia - co pozwalało dostosować na bieżąco tłumienie choćby do rodzaju trasy - bez konieczności wybebeszania tłumika
- jak na ekstremalnie drogiego widła Hi-End bez grama oleju wewnątrz, to realna masa sporo ponad 1400gr (a niektóe egzemplarze dochodziły nawet do 1500gr) nie powala na kolana - SID z tego okresu ważył ok. 1200gr a miał tłumienie olejowe i tłumik powietrzny (1998) albo tłumienie olejowe i dwie komory powietrzne (1999). Jeśli wywalimy z SIDa 1998 tłumik olejowy to jego masa zejdzie do niewiele ponad 1100gram - XMO pozbawiony jakiegokolwiek oleju wypada przy tym blado, a ceną od SIDa 1998 daleko nie odbiegał. Po prostu RST nie miało takiej technologii jak RS, żeby móc zbliżyć się do SIDa wagowo. Plus jest taki, że sztywność tego widła było lepsza niż SIDa. Co ciekawe - w zależności od egzemplarza, masa konkretnego widła mogła się różnić od innego nawet o 100gram.
- smarowanie stałym smarem bez żadnych kalamitek- w 1999r. to już był anachronizm wymagający rozebrania amora do serwisu - co trzeba robić bardzo często w porównaniu do kąpieli olejowej. Kolejny powód, przez który obsługa serwisowa tego amora nie należy do najprzyjemniejszych.
- puszczał powietrze - inne amory dość dobrze radziły sobie ze szczelnością. XMO trzeba było relatywnie często dopompowywać (choć to też zależy od egzemplarza).
i jeszcze jedna cecha, która przez jednych była uważana za wadę, a przez innych za zaletę - ekstremalnie mała czułość na małe nierówności. Amor miał bardzo dużą komorę powietrzną. Oznacza to, ze żeby go nie dobić, należało napompować mu bardzo duże ciśnienie początkowe. Uginał się jedynie pod dużymi dziurami. Dla zawodnika super, ale dla zwykłego zjadacza chleba nie za bardzo.
Podsumowując - amor wybitnie dla zawodnika wymagającego od amora wybierania jedynie dziur zagrażających życiu (aby nie było zbędnych strat energii spowodowanych pompowaniem), któremu serwisant będzie smarował golenie, dobierał dysze tłumika i dopompowywał przed każdym wyścigiem. Innym odbiorcą jest grzebacz rowerowy, których kocha takie rzeczy robić sam. Do zwykłej turystyki słabo się nadaje.
Po prostu wybitnie wyspecjalizowany widelec.