Pętelka po Beskidzie Wyspowym

#1
Ze względu na to iż nie była to jazda Retro ze względu na rower, choć okolice jak najbardziej to tak tylko w skrócie

Tyrania było sporo :

Trasa : start z Kasiny , Lubogoszcz, Ogorzała, Ostra, Kiczora, Jasień, Kutrzyca, Krzystonów, Krzystonów Mały, Mogielica, przełęcz Rydza śmigłego i asfaltem przez Jurków i Gruszowiec do Kasiny po auto.

Link z galerii jakieś zdjęcia są z drogi :

https://picasaweb.google.com/11048083091...anyDolnej#
www.velotech.pl

#3
Trasa faktycznie super - akurat moja rodzima okolica, więc tym bardziej prosiłbym o działającego linka - każde zdjęcie z tamtych stron to chwila wspominania okolicy ;)

#4
Fajne fotki, przyjemnie się ogląda. Ile km wyszła cała wycieczka? W tamtych rejonach byłem tylko na Mogielicy i widzę, że to dobry wariant na nadrobienie braków.

#9
już mi na EMTB potwierdzili że tam Ćwilin widać, właśnie z drugiej strony .

Fajna trasa ?, panowie , tyranie , ale lajtowo jak sie podejdzie do tematu to spoko.

Celem końcowym była Śnieżnica ale czasowo nie wyrobiłem , bo nie znałem terenu wcześniej i obliczony czas niestety sie przedłużał, a tarcze 160 absolutnie w te górki odpadają.

Szczerze mówiąc polecałbym raczej na turystyke pieszą , bo w wielu miejscach z rowerami mało ma wspólnego :lol:

Qsik - Mogielice na rowerku najlpeiej robić żółtym albo zielonym od prawej strony tego szlaku co ja robiłem nie polecam ostro w góre podchodzenie.

Zasadniczo fajną górką jest Jasień przez Kiczore, na początku troche pchania bo ostro i ślisko ale potem jazda elegancka .

A na Śnieżnice przyjdzie czas, dwa razy próbowałem dojechać i czas uciekał, zrobie ją po swojemu tylko samą, trasa już obmyślona .

no i aby nie było , starzy maratończycy jeszcze dają rade :mrgreen:
www.velotech.pl

#10
docent.net pisze:https://picasaweb.google.com/1104808309 ... 5503866018

Podobnie wygląda pierwsza część zjazdu w Dolinie Kieźmarskiej. Zjechanie tego to prawdziwe wyzwanie, ale satysfakcja gigantyczna :) Choć po całym dniu to faktycznie +200 do trudności.
tego sie nie da zjechać, zdjećia nie oddająpochylenia i trudności , tam nie ma gdzie kołami przejechać, ledwo sie idzie trzymając rower, w wielu miejscach szlaki są masakryczne, żeby ktoś wyzbierał te kamienie to by przynajmniej było jak iść :-)
www.velotech.pl

#13
No ja po Zembalowej i Łysinie chwilowo Wyspowego mam dość - co najwyżej asfalty pozostały :) Za to z niecierpliwością oczekuję Żywieckiego :D

A pozazdrościć zdecydowanie tego wyjazdu - nawet pomijając kamienie to wszystko pozostałe jest boskie :)

#14
Oj ten Wyspowy... Jest trudnym regionem dla rowerzystów (chwilami nawet bardzo). Jak się nie zna dróg to można tak zaplanować trasę, że na siodełko w ogóle nie wsiądziemy :mrgreen:
Z tego co widzę to Piotr zwiedził dość pokaźny fragment tych gór. Szczerzę to podziwiam, bo wyzwanie dość spore (chyba zrobił powyżej 2k przewyższenia). Całkiem nawet dobrze rozpoznane górki... tylko tutaj błąd... to nie jest Krzystonów (mija się go wcześniej, jak odchodzi zielony szlak)
Obrazek
Ta górka nie ma chyba żadnej nazwy... na jej szczycie są już Stumorgi (hala pod Mogielicą). Nieprzyjemne pchanie można ominąć jadąc dalej za drogą (szlak odchodzi w lewo) i po kamienistym podjeździe (zniszczona droga), na wypłaszczeniu skręcamy w lewo (dalej mamy 5-kilometrowy szybki zjazd do Bukówki)

#15
dzieki za pochwały ale wyzwanie było, ale szczerze mówiąc nie czułem zmęczenia jakoś, tak fajnie mi sie jechało, pchało itd, może to te zupki z makaronami wcinane wsześniej w tygodniu , ale fizycznie pokonywało mnie brak wody pod koniec - nie dopełniłem bukłaka do pełna we wsi wczęsniej - dopiero strumyk i zimna woda z niego i było cudnie ponownie.

a propo tej górki to Krzystonów niestety ,któryś tam bo Hala pod Mogielica miała ostre podejście z samego dołu butami ( wybrałem najkrótszy wariant ) i potem dopiero jazda jak widać w opisach.

W planach mam znowu coś ciekawego , ale czy jesień pozwoli jeszcze na to , sie okaże .

W każdym razie dla rowerrzystów polecam w wiekszośći przejezdną część :

Zaczynamy start w Mszanie Dolnej i zielonym szlakiem , no tutaj możemy go zgubić zaraz jak w pola wejdziemy , ale jak się będziemy trzymać wydeptanej ścieżki i potem szutrówki ( w pewnym momencie odchodzi ona w tunel singlowy w lesie ) dojedziemy nim do zielonego i zaliczymy Ogorzałą, potem są zjazdy miejscami ostre i nieprzyjemne miejscami da sie spoko, dużo lużnych kamieni no i ja zgubiłem znowu zielony który szedł po chaszczolach i przez pola dotarłem do sklepiku w Wilczycach, tam asfalcikiem z powrotem dotarłem do zielonego na przełęczy ,
Tam troche podjazdu, ostre gładkie popchanie do wypłaszczenia i dalej jazda elegancka aż na Jasień, no w jednym miejscu zdrowe podejscie ze zdrowym wypchaniem bo wąsko, pionowo itd. ale póżniej znowu elegancko aż na sam szczyt.

to moge polecić jako część trasy ładną i w miare dajacą sie przeżyć, jak ktoś po górach jeździł to spoko da sobie rady.

Z Jasienia mozna zjechać żółtym szlakiem do miejscowości Rzeki i stamtad albo asfalcikem do Mszany zjechać, albo lajtowym szlakiem przez Jaworzyne Kamieniecką na Turbacz i mamy ładne kóleczko .
www.velotech.pl

#16
Piotr pisze:ale fizycznie pokonywało mnie brak wody
tak, na wodę trzeba szczególnie uważać!
pamiętam jak na rajdzie którymś na pierwszy bieg na orientację nie wzięliśmy plecaków żeby było lżej Co tam, 8km, godzinka Był skwar, dużo otwartych przestrzeni i odwodniliśmy się cholernie Pomimo późniejszego wlewania w siebie ile wlezie rywalizacja w łeb wzięła - słabi byliśmy, organizm nie przyswajał i nie uzupełniał ile straciliśmy Dobrze ze w porę zakończyliśmy nie widząc sensu szarpać się dalej bo zdrowie mogłoby ucierpieć
Całość przydługa po to abyście na prawdę uważali w górach na wodę - kiedy czujemy się odwodnieni jest już przeważnie za późno!
RetroMTB na Facebooku

SPRZĘT DO SPRZEDANIA

#17
Krzystonów - patrze na mape , baza namiotowa, sobie myśle będzie woda , żródełko jak na Słowacji , jestem uratowany , zjeżdzam , patrze i... dupa, wyschnięty strumyk, żaba w beczce z wodą , porażka, wzrok mam mętny, biore bidon i npełniam ze strumyka połowe, patrze do środka a tam troche śmieci, dobra , q..a nie dam sie , woda idealna do polewania twarzy,zimna, dymam dalej bo nie mam innego wyjścia, brak wody do picia,brak ludzi , brak wogóle życia, tylko ja i przepiękny szum drzew a na polanie szum traw, słońce jeszce grzeje , w bukłaku prawie nic , coś na łyk jeden i atak na Mogielice ....

wrywek z opisu...

Nie pytajcie jak gadałem sam do siebie i z rowerem , strumyk za Mogielicą na szlaku przywrócił życie, a jak woda smakuje tam :-> to możecie tylko pomarzyć ...

Cała trasa jak sie popatrzy to wogóle brak jakiegokolwiek sklepu - uczulam jakby ktoś sie wybierał !!
www.velotech.pl

#18
No, to się nie zmieniło.
Na przełomie lat 80/90 utknąłem tam z plecakiem (wtedy łaziło się po górach z plecakami, z zewnętrznym stelażem :-D).
Zero sklepu, a nawet jak się jakiś znalazł, to był w nim tylko pasztet. Do dzisiaj mam wymioty, jak widzę pasztet w puszce, bo tylko to tam jadłem.
A wodą to się nikt specjalnie nie przejmował wtedy, i ludzie jakoś żyli, i chodzili. Z tym, że jakby co, to się miało breżniewkę w plecaku, i można było przegotować na szybko.
No i wtedy to pekaes musiał starczyć, a teraz jest giepees, profile, koksy, batony, bidony, polary, śmary...
Moje skromne dzieła: -> http://rpk.ehost.pl/wp/kategorie/rowery/

#19
Woda jest na Jasieniu.... zaraz obok bacówki, potem na przełęczy pod Mogielicą (jak jest kapliczka) trzeba zjechać (prawie po płaskim) ze 100m drogą na południe.

To co opisuje Skolioza przeżyłem w rejonie Baraniej Góry... 1,5l nie wystarczyło od schroniska pod Baranią do Węgierskiej Górki. Dwie godziny bez wody z ciężkim plecakiem robią swoje :-/

Wariant dla rowerzystów (wg mnie najlepszy) to z Przełęczy Przysłop żółtym na Mogielice, potem zielonym w dół. Przy Krzyrzu partyzanckim w prawo i cały czas w dół... wyjeżdżamy na przysiółku Bukówka. Tam mamy kilka opcji.. najlepsza to droga stokowa na zboczach Wielkiego Wierchu (widoczna dobrze na mapie). Wyjeżdżamy na asfalt z kilometr od auta :mrgreen:

Co do pekaesu to do Przełęczy Przysłop jest dobre połączenie, bo co godzinę jest do Krakowa (trasa na Szczawnicę)

#20
aldek pisze:No, to się nie zmieniło.
Na przełomie lat 80/90 utknąłem tam z plecakiem (wtedy łaziło się po górach z plecakami, z zewnętrznym stelażem :-D).
Zero sklepu, a nawet jak się jakiś znalazł, to był w nim tylko pasztet. Do dzisiaj mam wymioty, jak widzę pasztet w puszce, bo tylko to tam jadłem.
A wodą to się nikt specjalnie nie przejmował wtedy, i ludzie jakoś żyli, i chodzili. Z tym, że jakby co, to się miało breżniewkę w plecaku, i można było przegotować na szybko.
No i wtedy to pekaes musiał starczyć, a teraz jest giepees, profile, koksy, batony, bidony, polary, śmary...
ja nie korzystam z tych rzeczy , tylko mapa papierowa i nigdy nie zawodzi.
Rower, mapa , kask i woda i batonik - sezamki np,

Szkoda tylko ze punkty wodne nie są oznaczane na mapach, a to największy błąd projektantów
www.velotech.pl

#21
Nie zgodzę się. Nie można porównać wędrówki pieszo, nawet z ciężkim plecakiem, do jazdy na rowerze. Jazda jest zdecydowanie bardziej wymagająca. W pewnych momentach organizm mówi "stop, chcę jeść/pić" i trzęsą się ręce...W pieszych wędrówkach i owszem - głodniało się , ale nie jest to tak kategoryczne. Do dziś pamiętam rozrywany na strzępy chleb na pewnym podjeździe. Na rowerach paliwo zużywa się szybciej.

#22
A ja jeszcze w kwestii gjepeesów. W rękach niektórych to może i jest zbędny gadźet, ale... ja w swoim telefonie mam załadowaną klasyczną mapę Compassu. W trakcie jazdy gdy mam jakieś wątpliwości to jedyne co muszę zrobić to wyjąć telefon z kieszeni koszuli, spojrzeć i jechać dalej - bez zatrzymywania się, wyciągania mapy z plecaka, rozwijania jej (moje ulubione zajęcie gdy wieje wiatr i piździ deszczem czy śniegiem).

A czy gps wypatrza umiejętności orientacyjne? Może w przypadku gdy ich nigdy u danej osoby nie było ;) GPS nie jest niezastąpiony i wybierając się na poważną wyrypę i tak trzeba zabrać klasyczną mapę i kompas.

To po prostu wygoda i bardzo duża oszczędność czasu. Pierwszy raz jadąc objazd którychś zawodów na trasie 100km praktycznie ani razu nie pobłądziłem i nie musiałem szukać trasy - nawet gdy skręcała ona w zupełne krzaki. Z mapą jechałbym ze 3x dłużej wliczając zagubienia z powodu niechęci do zatrzymywania się i spoglądania na mapę właśnie, którą to trzeba wyjąć z plecaka... ;)
cron