Pierwsze podjazdy pokazały, że nie jest żle, wręcz powiedziałbym fajnie, podłoże w miare twarde, ale chlapiące błotem i obierający się śnieg..
Pare zwalonych drzew do obejścia, sporo lużnych kamieni na podjazdach, dziury z wodą itd czyli to co nas standardowo spotka na trasach w Beskidzie Wyspowym.
Po przejechaniu polany, za Małym Luboniem podłoże miejscami robiło się miększe, i zwłaszcza na rozjazadch rower tańcował, opony zdrowo się zagłębiały, ziemia po prostu się rozjeżdżała na boki i w głąb, raz by mnie nawet wyprzediło tylne koło

Ale jakoś szczęśliwie odbyło się bez żadnej wywrotki.
Pod schronisko prowadziła "golgota" czyli podejście z kamieniami o sporym nachyleniu, sporą ilością śniegu, powiem szczerze że ślisko.
Ale ja chciałem podażać niebieskim szlakiem , a nie objazdami.
Na górze herbatka i miła pogawędka z obsługą, oraz grupą młodych turystów.
Pozowałem także do kamery, aby uwiecznić swój pobyt i zaszkowoać pare osób z rodziny i znajomych, a co !
Pogoda na jazde jak dla mnie doskonała, zimno na poziomie akceptowalnym, terenowo wiedziałem co będzie, rower był dobrze przygotowany, z przódu opona 2.35, z tyłu 2.0 doskonale pracowały nad moim bezpieczeństwem.
Troche w kość mi dały przełożenia, najmniej miałem 28/32, co w paru miejscach wymagało twardego podjazdu , ale na szczęście, może 2-3 razy tak było, geometria roweru z końcówki lat 80-tych typu ATB też nie była szałem , ale spokojnie bez pośpiechu osiągnąłem cel.
Klocki starły się na maxa prawie, ostatni zjazd był całe szczęscie ostatnim i stykły .
Dlaczego dzisiaj ? a to już niestety prywatna sprawa, a jak było pare fotek wklejam.

















a to ja z kamerki na schronisku.

