#32
We mnie ta wola walki podziałała bardzo pozytywnie... zdecydowałem się, że do piątku na bazie ramy od Kubeona (purpura Zaskar) złożę cokolwiek na czym pojadę na zlot :D Kilka dni pozostało, więc... wsadzę mu sztywniaka jakiegoś lowbudżet i kilka niepasujacych do epoki starej komponentów - ale za to rama będzie jak znalazł :D

#34
Heh no tam była patelnia niezła. Pulsometr mi powiedział avg 180 i max 200 ;) Teraz czekam na Uphill na Uklejne - mam nadzieję, że zorganizują dis jer. Jakbyś Staszek nie wiedział o co kaman to jedzie się tą samą drogą do Myślenic, ale zamiast na Chełm to do góry jedzie się szlakiem czasówkę - takie zawody właśnie :) A potem z powrotem na rowerku do Krk :)

#38
Raz w życiu wziąłem udział w zawodach w jakimś wyścigu dla amatorów w Parku Szczęśliwickim w Wawie ze sto lat temu.Po dwóch kółkach (a powinienem przejechać chyba 6) miałem stan przedzawałowy i migotanie komór:).Wolę sobie dłubać przy rowerach niż tak się męczyć:).Jestem pełen podziwu dla wszystkich startujących.
Lodzermensch

#39
corrado: pomyśl jaka frajdę daje dłubanie przy rowerze w trakcie zawodów! Choćbyś go kochał i wielbił to gdy tylko na zawodach coś jest nie tak to od razu znajdziesz na niego 100 określeń, których lepiej aby dzieci nie słyszały :D

Ja dziś Outposta zwyzywałem lekko - moja wina w sumie, że korby przykręcone śrubą nie imbusową, bo przecież jak się luzują to nigdy klucza nikt nie ma :)

A co do Twojego startu - respect :)

#40
Jakoś bym nie mógł tego mojego sprzętu tyle polerowanego itd tak katować, musiałbym chyba kupić jakiś nowy rower tylko do tego no i trochę organów do przeszczepu dla siebie:)
Lodzermensch

#48
Udało się zaliczyć 2gie giga Golonki w tym roku :) Padło na Kraków - jak się okazuje po raz ostatni tutaj się obydwa ta impreza pod tym patronatem (chodzą pogłoski, że w zastępstwie od przyszłego roku będzie Rabka - byłoby super). I też krążą pogłoski, że ktoś to przejmie od golonki i impreza w ostatni weekend wakacji nadal w Krakowie się będzie odbywać.

A wracając do tematu - Zaskar wystartował w zestawie z Bomberem - sprawował się świetnie, choć kilka problemów było. Ale po kolei...

Startowałem tym razem z końca jakoś - kulturalnie nie wpierniczałem się do początkowych sektorów tylko jak należy zająłem ten ostatni i nie pchałem się jakoś specjalnie. Plan miałem - 6 godzin - do wykonania. treningi to ostatnie 2,3 tygodnie i to głównie wytrzymałość - ze 2x siła, 2x wytrzymałość anaerobowa - nic takiego w sumie konkretnego. No i trasę objeżdżałem przez 2 ostatnie tygodnie, dzięki czemu jazda po 100km w terenie była już obyta :)

Start i Błonia - no tutaj albo wolno na dupie albo szybko na nogach; wybrałem to drugie, więc na lądowisku już 190bpm ;) Później już wg. planu siadłem komuś na kole i tak się doturlałem do pierwszej ścianki w Lesie Wolskim. Tutaj trochę się zdziwiłem, bo sporo osób nawet nie starało się walczyć tylko od razu na ziemię i z buta. Trochę mi to ciśnienie podniosło, bo wyjeżdżałem tutaj całość, a owi zbutowicze niestety w dupie mieli tych co podjeżdżali dużo szybciej... no ale jakoś się doturlałem po ZOO i ogień w dół. I tutaj GT postanowiło mi pokazać, że marka Kross nie jest tym z czym chce chodzić w parze i usłyszałem tylko pierdolnięcie mojej torby podsiodłowej (wygrałem w jakimś konkursie na FB torbę Krossa - w ostatnich weekendach sprawowała się ok). Ja miałem akurat blat i na liczniku baaardzo sporo, jednak jakoś shamowałem i podbiegłem po nią (to był sam początek trasy a w torbie wszelkie narzędzia, klucze, dętka, smar, klocki itd). Nie omieszkałem oczywiście potwierdzić mojej tezy na temat marki Kross i wszystkiego co z nią związane. Owa torba do prętów siodła była przykręcana 2 konkretnymi śrubami, ale w taki sposób, że praktycznie nie dało się skontrować nakrętek po założeniu torby aby dokręcić śruby - dzięki czemu jakoś się to rozkręciło i pierdolnęło. Z torby graty powrzucałem do kieszeni - co nie było fajne bo upchało się to strasznie i bałem się każdego zjazdu i ew. gleby żebym nie musiał tego wszystkiego zbierać...

Gdy już GT poradziło sobie z Krossem to ogień dalej. A dalej nic ciekawego - teren najlepszy dla fulla czyli szutry naokoło Kryspinowa - dziury, ciężko złapać rytm itd. Stwierdziłem, że przejadę to na stojąco w większej części, dzięki czemu zużyję trochę koksu ale też nadgonię. I całkiem dobrze mi się zaczęło jechać, dokręcałem dość, gdy tu nagle tuż za przejazdem przez asfalt Balice - Kryspinów na piaskach wymijając jakieś dziury tak pierdolnąłem w twardy grunt, że aż mi się jechać odechciało. Taka gleba kompletnie z dupy - nie wiem co i skąd. Ktoś tylko się zdążył zapytać czy ok, odkrzyczałem ok, postałem chwilę zastanawiając się jak się nazywam i jazda emeryckim tempem dalej. Psycha -20 - a udo z gulą taką, że przykryła mi całe zdarcie skóry sprzed kilku miesięcy ;)

Jakoś się doczłapałem do 1 bufetu, gdzie wg. planu wziąłem butelkę z wodą i wcisnąłem w drugi koszyk - 2 bidony mi się nie mieszczą bo o siebie zawadzają i jeden wypycha drugi, ale mała butelka 0,5l jak znalazł - zacisnąć metalowy koszyk i jazda dalej. Teraz już podjazd, przejazd pod autostradą i marsz na Kochanów przez Burów i Dolinę Grzybowską. Teren znam jak własną kieszeń, więc w zasadzie nic tam się nie działo pomijając fakt, że wszelkie zjazdy zjeżdżałem z dość zawrotnymi prędkościami mijając tych co sprowadzali rowery (sprytnie założyłem na przód Explorera 2.1 a z tyłu... Vapor :D). Podjazdy też całkiem spoko - nawet się złapałem na tym, że na niektórych dokręcam na stojąco, co tylko potwierdziło, że jechało mi się dobrze :)

No i nadszedł czas na Kochanowski - przed wjazdem jeszcze połknąłem co miałem w buzi żeby się nie udławić w trakcie gleby :D Serce dużo mocniej zabiło, bo jednak respekt przed tym zjazdem czuję nadal. I w dół - kilkanaście metrów i otb takie, że aż mi się kierownica obróciła blokując ergochwyta za górną rurą ramy a sam wylądowałem kawałek dalej. Nicto - startowanie w stromym terenie przećwiczone ze Skoliozą - jakoś się ustawiłem w trawersie i jazda dalej - i znowu sruuu przez kierownicę - tym razem tam gdzie niedawno leżał Sierżant. Fotograf poprosił o powtórkę, bo mu się podobało ;) Dalej już rynna i podpieranie się - ciężko cholernie to było tym razem zjechać. Tym razem Wąwóz wygrał a ja skończyłem z obtłuczeniami ;)

No i podjazd asfaltem do Kleszczowa, na którym napęd zaczął mi szwankować - cobym z tyłu nie wrzucił to gdzieś coś przeskakuje... do Kleszczowa się jakoś doczłapałem, bo łańcuch ustawił się gdzieś na środku, więc na środkowym blacie i na stojąco dokoksowałem do góry. A tam dalej problemy - co zmiana biegu to chrobotanie itd. Zjazd na Brzoskwinię szybki, ale gdzieś zaklinowałem się za jakimś dziadkiem, a, że jeszcze mnie dupa bolała po Kochanowskim i udo po szutrach to sobie za nim pociągnąłem tempem emeryta w dół.. choć gdzieśtam nie wytrzymałem i na końcu zjazdu go wyminąłem pozwalając sobie na prędkość WARP-8.

Podjazd pod 2 bufet na tyle mnie poirytował, że się zatrzymałem i zacząłem patrzeć co z napędem. Trochę poluzowałem linkę na baryłce sądząc, że może w trakcie gleby się trochę podciągnęła. W efekcie jeszcze gorzej, dzięki czemu już wiedziałem, że raczej nie w tą stronę ;) Przed bufetem jeszcze podciągnąłem ją tym razem, wysmarowałem całość i... lepiej. Bufet, dolać wody i koksu, dokręcić stery i jazda dalej.

Od teraz już Zaskar spisywał się znakomicie - w zasadzie do samego Rudna były ze 3 ciekawsze zjazdy, z których nie zjechałem tylko jednego (primo, że go nie znałem - na objeździe mi umknął, secundo: stromy, po trzecie - głazy i kamienie spore - gleby w tym miejscu nie chciałem ryzykować). Samo Rudno... cóż - koło 40km zaczął mi się mocny kryzys i po prostu w ogóle już sie nie dało jechać - tak jakby od niechcenia. Odcinek od Niedźwiedziej Góry po sam zamek to dramat - dobrze, że jakoś przeszło. Sporo tutaj straciłem, choć i tak byłem bliżej końcówki ;)

Gdzieś na asfaltach przed Rudnem musiłem w siebie sporo koksu przed podjazdem, przypomniałem sobie dokładnie każdy kamień i korzeń z zeszłego tygodnia i co..? Podjazd poszedł asfaltami naokoło a po "Tym podjeździe" poprowadzono zjazd. Szkoda - no ale co zrobić - tyłek za siodło i ogień w dół (dosłownie ogień ;). Za Rudnem jeszcze kawałek podjazdu, który dalej mi dawał w kość i autostrada i zjazd... 3 bufet i powoli zacząłem się odblokowywać. Tutaj już sporo szybkich kawałków, długich acz męczących podjazdów - ale było coraz lepiej. No i zacząłem w końcu wyprzedzać - i to całkiem sporo, bo na samym odcinku 3-4 bufet (20km) poszło jakieś 20-30 osób :) Choć sporo z tego to już Mega...

Podjazd w Półrzecce ostatecznie przekonał mnie, że koks powrócił (no jak na moje możliwości skromne), więc dalej blat i ogień. I w zasadzie to do Zakamycza rzadko z blatu schodziłem... dalej sporo wyprzedzania i na koniec znowu Zoo i Sikornik - i znowu poszło bardzo ładnie :) Na zjeździe z Zoo trochę się musiałem powydzierać, bo sporo Megowiczów tam sprowadzało,a ja prułem jak szalony trochę ;) W Sikorniku odszedłem jakiegoś Gigowicza jeszcze, którego minąłem już za zjazdem na prostej i dalej blat i ogień. Na odcinku do błoń w zasadzie już tylko blat i wyprzedzanie Mega, na samych błoniach doszedłem kogoś z giga i siadłem mu na kole - a co - jak finisz to finisz ;) Wyprzedziłem go na początku błoń, podjął wyzwanie i wrzucił raz niżej i pocisnął na sztywno w siodle - szybko się zmęczył a do mety jeszcze, jeszcze - ale zamiast wyprzedzać to poczekałem chwilę, po czym stanąłem na pedałach, raz w dół i ogień. Potem się tylko obejrzałem czy przypadkiem nie daje koksu - odpuścił :) Finisz zakończony i...

No właśnie. Teraz szybka dygresja na temat czasu. Na 40km miałem 2h. Czyli jak burza - jest cień szansy na 5h na mecie. Niestety 60km to było już 3,5h, więc już przygotowałem się na 6h jak nic. Przed podjazdem pod Zoo miałem koło 5:40, więc kręciłem ile się dało żeby się zmieścić w 6h. No i wjechałem na 5:58 wg. pulsometru i 5:57 wg. licznika. A Golonka mi policzył.. 6:14 - pewnie przez postoje itd, których ani pulsometr ani licznik nie zliczają.

W efekcie 134 open (startujących 180) - jak na mnie to jestem bardzo zadowolony :) W przyszłym roku powalczę o zejście poniżej owych 6h - choć to raczej w Zabierzowie bo co z Krakowem będzie to jak pisałem - nie wiadomo.

A poniżej początek trasy - pierwszy podjazd pod Zoo:

Obrazek


I jeszcze kilka fotek - głównie z mety - w wykonaniu Agnieszki :) https://picasaweb.google.com/1033737213 ... 56T1gt2iDQ#

#49
wszystko wpytke ale to nie są zawody retro bików więc ........... nic ciekawego nie było i chyba forum nie to , na zielonych lubią takie opowieści , a i dobrze że maratonów nie będzie , spokój i cisza na Błoniach :lol: a nie banda rozwrzeszczanych rowerzystów korkujacych dojazd :evil:
www.velotech.pl

#50
Kurcze Piotrze byłem pewien, że coś wspominałeś o tym, że sobie stąd idziesz ;)

A poważnie - forum ma tytuł "Jazda", ja ścigam się na czymś co powoli przechodzi na stronę retro, więc nie widzę problemu. Nie chcesz - nie czytaj - problem z głowy będzie :)

A co do owego blokowania ruchu.. no na prawdę wstyd za Twoje słowa - wyszedł z Ciebie 100% troll.

#52
Staszek masz problem , usunąć Ci go , ?

to jest forum retro a nie forum wycinaków i dosyć tego w sieci jest i przechwalań na forach i epickich opowieści jak to Jaś dymał pod góre .

Jakoś wcześniej tego nie było bo forum trzymało pewien poziom odpowiedni , ale od jakiegoś czasu już nie , ale to problem nie mój .
www.velotech.pl

#53
Piotrze: może do Ciebie dotrze fakt, że retro może oznaczać również ściganie - i to własnie w najpiękniejszej formie dzięki sprzętowi z lat zamierzchłych. Byś zobaczył Staszka na Univedze na ostatnim Tour de UEK to byś pojął o co chodzi. Ale widać za daleko od Ciebie z Krowodrzy na UEK było - a szkoda. Bo forum to nie tylko poziom wypowiedzi, ale też społeczność, która w granicach jednego miasta powinna się w miarę wspierać.

"Epickie" opowieści o podjeżdżającym Jasiu? Ja tam epickiego nic nie widzę - widać u Ciebie w słowniku naszego języka rodzimego retro nie istnieje a jedynie neosemantyzacja - słuchaj więcej tego co mówią gimnazjaliści to Twoja wypowiedź istotnie stanie się jeszcze ciekawsza - ale zupełnie nie pasująca epoką do tego forum ;) Mój post na temat zawodów z epiką "w formie strikte" nic wspólnego nie miał.

Mam nadzieję, że w końcu sobie odpuścisz, bo odkąd się tu pojawiłem to w większości przypadków jedynie się czepiasz, choć istotnie rzadko bezpośrednio. Wycinak ze mnie żaden - Staszek mnie objeżdża, Skolioza z Sierżantem również. Ale cholernie przyjemnie jest pościgać się na porządnym retro - sprzęcie a potem o tym z kimś porozmawiać i wymienić kilka opinii. Akurat w tej chwili jesteśmy w rozjazdach, więc forum staje się jakoby naturalnym miejscem dysputy. Czy ja na prawdę muszę to Tobie tłumaczyć?

#54
Piotrze czy ja mam to rozumieć jako groźbę? :shock:
Przyznaję się, że moje wypowiedzi w stosunku do Ciebie nie są zawsze miłe, zwłaszcza, jeśli nie jesteś miły (pasowało by tu użyć twardszych słów tylko po co :roll: ) dla innych. Jestem pełen szacunku do starszych, ale niestety muszę przyznać, że zadziwiasz mnie coraz bardziej każdą swoją wypowiedzią, których poziom ma niestety coraz niższy poziom. Na dzień dzisiejszy jest to jak powiedział docent gimnazjum.

Wracając do mojej osoby muszę Ci powiedzieć że nie jestem jakimś strasznie zapalonym rowerzystą, lubię sobie pojeździć i robię to dla przyjemności. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nie trenuję. Rzadko się zdarza, że gdzieś startuję, więc nie będę się udzielał na forach dla koksów (chociaż je też czytam, bo znajduje się tam wiele ciekawych informacji). Jest mi tu (na RETROMTB) po prostu dobrze.

#56
SID leży ciągle rozebrany. To były ostatnie zawody w tym roku, więc już go nie składałem jedna uszczelka w nim puszcza, więc nadaje się do wymiany - a na to chwilkę jeszcze poczekam..

A Bomber swoją drogą spisał się świetnie - choć klocek jest i faktycznie wpompowałem w niego sporo na podjazdach.. pozostanie jednak w Zaskarze, ale... tym purpurowym :) Mam już wizję purpury w połączeniu z żółtym - na razie bez zdradzania szczegółów ale jak się zepnę to będzie super treningówka na nowy sezon :)

#58
No ja dopiero po wakacjach (czyli od października) biorę się z powrotem za sprawy sprzętowe. Na pierwszy ogień SID właśnie, potem stery do Zaskara (obecne są już tak wyjechane, że nie da się ich skręcić porządnie) a potem będę miał dylemat czy najpierw robić purpurę czy Karakorama modernizować. Tak czy inaczej na zawody w nowym roku będzie sprzęt aż miło :)

A do Ciebie Focker się pewnie jeszcze odezwę, bo chciałem zrobić mini - manuala do serwisowania tego mojego SIDa i osadzić gdzieś tutaj na retromtb - tylko, że oczywiście "not enough mana", tj.jeszcze trochę informacji mi brakuje ;)
cron