Tour de Pologne, 4-5 sierpnia Bukowina, 6 sierpnia Kraków

#1
4-tego sierpnia po południu zawitam w Poroninie na 2 dni. O godzinie 17 odbędzie się trening z Szurkowskim (podjazd pod Gliczarów i zjazd) - Dodo chętny? :) Nic nie pisali, że osoby nie startujące nie mogą się pojawić :) Choć oczywiście fajnieby było wpaść na slickach i sztywniaku ;)

5-tego sierpnia jadę tdpa. Start z Bukowiny o 10:20 jakoś, koniec max 13:30 - Zaskar LE w malowaniu TS, krótkie spodnie czarne z jebnym napisem GT oraz pewnie czarna koszulka sponsora TDP ;) Później ciężko będzie mnie złapać tego dnia - z żoną i małym pewnie jakiś spacer po dolinkach.

6-tego natomiast może jakaś ustawka w Krakowie w okolicach trasy TDP? Choć nie wiem czy na pewno będę... ale umówić się zawsze można ;)

W niedzielę 7-mego tym razem chyba sobie poranną jazdę odpuszczę :(

#5
O ja pier.... kosmita :D Nieno czad - ciekawe czy go pozniej zamkneli czy zdolal zjechac w dol i uciec... choc nie - owi zjazdowcy poruszaja sie tylko w dol, a na plaskim to juz chyba tylko 5km/h prowadzac rower :D

#6
Kilka fotek z dziś: https://picasaweb.google.com/1033737213 ... ev1_ZH6jgE# oraz krótki filmik z samej wycieczki z herr Szurkowskim: http://www.youtube.com/watch?v=0WHBMtq_-1w

Ogólnie niezła sieczka była na tym "treningu". Najpierw sam podjechałem Gliczarów od Białego Dunajca, potem zacząłem zjazd na Gliczarów Dolny, gdzie miał być start owego"treningu". Zjazd stromy, bardzo szybki i zdradliwy (wąsko, zakręty, drzewa). Na górze siadłem obok jednego gościa, rzuciłem szybkie "cześć" i zapiąłem blat i ogień. Wyszło tam koło 80km/h jakoś. Kilka dohamowań przy zakrętach i wjazd pomiędzy drzewa z zakrętem ostrym, więc dohamowałem do 40 - bałem się auta z naprzeciwka. Kawałek dalej już meta dmuchana z balonami, a na mecie jakieś poruszenie i pokazują mnie palcami, sekundę później startuje z piskiem karetka i do góry. Koleś, którego minąłem wcześniej siadł mi na kole i cisnął na Felcie tuż za mną. Owego ostatniego zakrętu nie dohamował i wyporostował go - złamał obojczyk i nie wiem co jeszcze - tyle pielęgniarze powiedzieli. Wykombinowałem transport jego roweru do mnie do gaździny i czeka na odbiór - ładny karbon, super sprzęt, zestaw Polara ze wszystkimi gadżetami w cenie mojego całego osprzętu XTR ;) Ino przednie kółko totalnie do śmieci - ma obecnie ciekawą geo ;)

#7
A ja jak zawsze przeczytałem dzień po, a wczoraj poruszałem się po swoich ulubionych zakątkach :-D

PS. Szkoda, że na jakimś fejsie znać nie dałeś :-)

EDIT. Przemyślałem i myślę, że dobrze, że nie pojechałem -> ja ze swoją krową na terenowych oponach wyglądałbym po pierwsze dosyć dziwnie, a po drugie pewnie nie wytrzymałbym tempa :-D

#9
Dziś zdjęć niewiele, bo tym razem aparatu nie zabrałem - porobiłem trochę fotek teamów z TDP, ale muszę je zgrać z telefonu.

Odnośnie samego wyścigu - trochę się wczoraj dojechałem, więc już dziś jadąc z Poronina do Bukowiny czułem, że będzie śmiesznie ;) Jakimś cudem udało mi się wcisnąć w pierwszy sektor startowy VIPów, dzięki czemu na pierwszym zjeździe zamknąłem od razu budzik (tzn od sponsora miałem zagwarantowane wejście w ów sektor, ale był już tak zaprany gdy dojechałem na miejsce, że musiałem przeciskać się z rowerem nad głową i wciskać go na chama gdzieś).

Czas był mierzony indywidualnie, więc niby nie ważne, skąd się startowało, no ale im dalej tym jednak więcej wyprzedzania - wiadomo. Już ominięcie większości VIPów było ciężkie - na szczęście udało mi się to zrobić już na podjeździe z term na rondo w Bukowinie (przynajmniej tych wolniejszych). Później ogień na dół, zamknięcie blatu i siedzenie na kole do samej Zakopianki. Jechałem ile się dało, co nie przeszkadzało sporej liczbie wycinaków na kołach 28" wyprzedzać mnie z dużo większą prędkością (ja miałem koło 60 na pierwszym zjeździe). Zjazd zajął 11 minut.

Potem podjazd pod Ząb - tutaj zostałem od razu upokorzony przez kolejne grupy koksów - podjeżdżałem jakoś 2x5, ale mimo to i tak mijano mnie z niezłą prędkością - albo raczej nas, bo zebraliśmy się w grupę, która jakąś chwilę trzymała się razem. Podjazd pod Ząb znałem i przejechało mi się go bardzo dobrze - w swoim tempie nie przeginając (pulsometr pomagał ;) ). Podjazd pod Ząb: 18 minut. Potem kolejny zjazd, gdzie tym razem było już koło 70km/h i trochę prostej i pomniejszych podjazdów - tutaj już głównie siedzenie na kole i walka o przetrwanie. I znów zjazd 11 minut.

Banan i dawaj dalej, kolejny podjazd na Czerwienne i cośtam dalej. Tutaj dalej mi szło jak na mnie bardzo dobrze - co prawda plaża koszmarna, zaduch i skwar, ale jechało sie ok. Mimo wszystko ten podjazd zajął mi już 33 minuty i zeszło mi na niego na prawdę sporo siły..

Na górze łapanie wody na bufecie przy 35km/h, i jazda dalej w dół - tu już 80km/h i zjazd na Zakopiankę - miejscami wąski, mocne dohamowania... Zaskar się na zjazdach spisywał idealnie - hamowanie ma o wiele lepsze niż większość owych kolarzówek ;) A swoją drogą to przewinęło mi się przez oczy może z 10 górali - reszta wszystko na dużych kołach. Zjazd na dół tym razem 8 minut.

No i zaczął się tak demonizowany podjazd pod Gliczarów. Wczoraj go zrobiłem 2x i nie zrobił na mnie w ogóle wrażenia - ot taki se podjazd z 2 mocniejszymi kawałkami, które nie dorastają do pięt nawet początkowi ostatniego wypadu na Zembalową. Ale... jak się ma w nogach już tyle i w takim tempie.. szło mi miliard razy gorzej niż wczoraj, jednak obiecałem sobie, że to wyjadę. Owe największe stromizny ściągnęły z roweru (nie przesadzam) 90% towarzystwa, więc miałem wielką satysfakcję w objechaniu tego w siodle :) Całość podjazdu od Zakopianki do premii górskiej: 26 minut.

Potem zjazd ostatni (znów szybko i kręto i wąsko, 7 minut)) i ostatni podjazd pod Bukowinę... i tu zgasłem zupełnie. Gliczarów przejechałem jednak za mocno, w tym miejscu miałem na liczniku około 2 godzin od startu, do mety 8km i miałem nadzieję dokręcić to w 10-15min. Ale nie dałem rady już zupełnie - połowę podjazdu jechałem na najmniejszym blacie, na koniec się trochę wypłaszczyło i ostatni kilometr już docisnąłem, ale zajęła mi całość koło 22 minut - sporo.

W efekcie wjechałem na metę 8 minut po Szurkowskim z czasem 2h:25min, zajmując 471 miejsce (ze stratą 47 minut do lidera) i średnią 23kmh (lider: 34km/h). Po drodze nie widziałem żadnych kraks (jeden koleś się wygrzmocił przede mną na zjeździe próbując obsłużyć bidon i wjeżdżając na jakąś nierówność). Ponoć jakiśtam karambol obsługiwany przez kilka karetek był...

Organizacyjnie super, klimat dosłownie niepowtarzalny - nie widziałem zawodów tak dopingowanych przez lokalsów - choć to głównie przez to, że tuż po zakończeniu TDPA tą samą trasą jechało zwykłe TDP, więc ludzie już czekali. Oklaski, krzyki, doping, pchanie, bieganie obok, kilka premii, masa balonów, reklam, nazwisk na jezdni.. na prawę niepowtarzalny klimat. Choć nie wiem czy bym za niego zapłacił te 160pln jakoś (cena z chipem zdaje się).

Ale... na przyszły rok pewnie będę coś w tym kierunku kombinował - super przeżycie :) Notabene Szurkowski mi podpisał flamastrem sztywniaka - tuż nad naklejkami retromtb :D

#15
Wróciłem :) W dużym skrócie: gość, który na treningu się tak wyrżnął żyje, ma kilka śrub w obojczyku i w poniedziałek będzie wypisany.

Zdarzenia nie pamięta w ogóle, więc zakładam moją wersję roboczą jako najbliższą prawdy: zapiął blat za mną, przed ostatnim zakrętem zjazdu przed początkiem podjazdu (pierwsza premia z balonami itd) ja dohamowałem, bo wjazd w pomiędzy drzewa oraz bardzo ostry zakręt jak na tę prędkość + wiedza o otwartej drodze - akurat auto mi zza zakrętu wyjechało jak dohamowywałem. Gość jechał za mną, więc przypuszczam, że też próbował dohamować, ale o wiele gorzej, do tego ja w zakręt wszedłem idealnie mijając się z autem i nie zakłocając sobie łuku, a on pewnie musiał uciec przed wejściem w zakręt na wewnętrzną i potem go po prostu wyrzuciło.

W efekcie wylądował jakieś 10m od drogi, a jego rower kolejne 10m od niego. Wróciłem się do niego gdy zobaczyłem co się stało - było już tam pogotowie (które stacjonowało przy premii i zabezpieczało ów trening). Zabrali go do szpitala, ja zawinąłem jego rower (tzn wsadziłem go w busa lokalsów, którzy obsługiwali balony, zwieźli mi go później do Poronina i gdzieśtam go odebrałem). Wczoraj jeszcze kolegę odwiedziłem w szpitalu, dowiedziałem się, że nic nie pamięta, ma kilka śrub w obojczyku i jakąś płytkę zdaje się. I do tego kask mu uratował tyłek, bo zostało z niego coś na kształt kasku a w głowie nad czołem dość odgnieceń od owego kasku.

Na oddziale leżał jeszcze ów 52 - latek, który ma pękniętą podstawę czaszki, co się wydarzyło na zawodach. Niestety żadnych szczegółów wypadku czy jego stanu nie znam - mogę przypuszczać tylko, że skoro leżał na oddziale ortopedycznym a nie OIOMie to może nie jest tak źle - choć nie wiem czy ten oddział nie ejst równocześnie OIOMem...

#16
a w sobotę w Krakowie trasa ostatniego etapu TdP częściowo pokryła się z main race'em podczas PCMC (mistrzostwa Polski kurierów rowerowych). Śmiechu było co niemiara.