Wagant - warto li to?

#1
W ramach porządków udało mi się odkopać w piwnicy tytułowego Waganta.

Przyznam, że od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem jego poszukania - ale bałem się trochę że pozostawiony samemu sobie (ostatnio używałem go pewnie jakieś 14 lat temu) zardzewiał i się był rozpadł, ew. zmutował w coś strasznego i poruszony zaatakuje.

Cóż - okazało się że zupełnie nie.
Ruda go nawet nieszczególnie ruszyła, i zastanawiam się, czy nie zrobić z niego sobie singla na miasto -
w sumie jedyna rzecz która mnie hamuje to... no cóż - masa ;-)
Nie mam pojęcia jak mając lat.... 12? wyciągałem toto po schodach z piwnicy.

Był to mój pierwszy duży męski :-D rower, ale siakoś wielce przywiązany do niego nie jestem -
na pewno nie jest tak kultowy jak na ten przykład Jaguar, ale nie mam pod ręką innej ramy.

Jak sądzicie - warto toto ruszać?
--
Cypis

#3
Stary Wagant to ciekawostka, ale taki sprzed 30 lat. Mam na stanie Waganta prawie nówka sztuka z 1990 r. I to jest porażka. Waży tyle co żeliwne poniemieckie kaloryfery, kiepski lakier odpryskujący przy dotknięciu, niedbałe łączenia rur, wygląda jakby trzymały się na lakierze. Wszystkie wsporniki stalowe, felgi też. Prowadzenie jak barka rzeczna. Korby na kliny.
Chodzi tyle tanich szosówek z róznych ciekawych wypustów, są pod każdym względem ciekawsze od Waganta i jemu pochodnych.
Użytkowałem też Passata - jak Wagant, tyle że barankowa kierownica, szosowe manetki na wsporniku kierownicy, korby też na kliny ale z dwoma blatami. Uwagi eksploatacyjne - j.w.
Dawes Fat Chance '91, Wheeler 5500 '91, Cilo Vasella '91, Anlen Invert '90, Winora góraloszosówka '90, Bianchi Superlug470 '96/99, Muddy Fox Sorcerer '89, Moje jazdy, Hercules California Pro '92 Hercules Indiana '91

#4
nie warto... ja próbowałem... podsumowując szkoda czasu i pieniędzy (chyba że lubisz co tydzień się bawić z ustawianiem tego "supportu" i chcesz szybko przykoksić