Większość przypadków potrąceń to uderzenia z boku. Najechanie to z tego co pamiętam jakieś parę % i to głównie w nocy przy słabej widoczności.
Z perspektywy kierowcy mogę powiedzieć tylko że w 100% rozumiem tą statystykę. Wiem że szybko mijający samochód to nic przyjemnego ale nie wiem jak w normalny dzień trzeba się rozpędzić żeby nie widzieć obiektu przed sobą.
Z perspetywy roweru mam na takie sytuacje prosty sposób... wyjeżdżam na środek, tak aby kierowcy musieli mnie normalnie wyprzedzić jak samochoód zmieniając pas. Nie interesują mnie przy okazji dziury, kałuże i studzienki z prawej strony jezdni. Wiadomo chowam się tam do prawej gdzie wiem że tamuje ruch a samochody i tak jadą powoli.
#17
Też tak robiłem ale ostatnio uznałem, że to jednak zbyt ryzykowne. Wystarczy, że trafisz na jednego najebanego debila, który Cię nie zauważy bo ledwo co widzi kierownicę i wystarczymekp pisze:Z perspetywy roweru mam na takie sytuacje prosty sposób... wyjeżdżam na środek, tak aby kierowcy musieli mnie normalnie wyprzedzić jak samochoód zmieniając pas.
#18
Jeżdżę zarówno samochodem, jak i rowerem (samochodem częściej) i myślę, że problemem jest brak zrozumienia bliźniego u obu stron.
Byłoby lepiej gdyby na kursie prawa jazdy było kilka obowiązkowych godzin jazdy rowerem po mieście - wielu osobom otworzyłyby się może jakieś klapki w głowach.
Tymczasem, nie tylko nie dba się o edukację, ale wręcz ją ogranicza - osoba pełnoletnia może korzystać z dróg publicznych (na rowerze) bez jakiejkolwiek znajomości przepisów ruchu drogowego, a Karta Rowerowa jest przedmiotem żartów. A był to jeden z lepszych "wynalazków" dawnego, być może słusznie minionego, systemu. Parę dni temu prawie miałem "czołówkę" na ścieżce rowerowej z młodą kobietą jadącą lewą stroną. Nie potrafiła wyjaśnić dlaczego.
Moim zdaniem, tylko całkowite rozdzielenie światów samochodów i rowerów albo głębokie i mocno przemyślane działanie edukacyjne mogą przynieść jakieś efekty.
A fundamentalną przyczyną tych problemów jest bieda. Gdybyśmy mogli sobie pozwolić (w sensie ekonomicznym) na spokojne życie i niespieszny dojazd do pracy, domu, lekarza, sklepu itp. to byłoby bezpieczniej na drogach.
Wiem, można powiedzieć, że ludzie zamożni powodują tyle samo wypadków co biedni, ale nie chodzi o jednostki (bogate najwyżej w drugim pokoleniu), a o tzw. statystycznego Polaka.
No chyba, że się mylę :)
Byłoby lepiej gdyby na kursie prawa jazdy było kilka obowiązkowych godzin jazdy rowerem po mieście - wielu osobom otworzyłyby się może jakieś klapki w głowach.
Tymczasem, nie tylko nie dba się o edukację, ale wręcz ją ogranicza - osoba pełnoletnia może korzystać z dróg publicznych (na rowerze) bez jakiejkolwiek znajomości przepisów ruchu drogowego, a Karta Rowerowa jest przedmiotem żartów. A był to jeden z lepszych "wynalazków" dawnego, być może słusznie minionego, systemu. Parę dni temu prawie miałem "czołówkę" na ścieżce rowerowej z młodą kobietą jadącą lewą stroną. Nie potrafiła wyjaśnić dlaczego.
Moim zdaniem, tylko całkowite rozdzielenie światów samochodów i rowerów albo głębokie i mocno przemyślane działanie edukacyjne mogą przynieść jakieś efekty.
A fundamentalną przyczyną tych problemów jest bieda. Gdybyśmy mogli sobie pozwolić (w sensie ekonomicznym) na spokojne życie i niespieszny dojazd do pracy, domu, lekarza, sklepu itp. to byłoby bezpieczniej na drogach.
Wiem, można powiedzieć, że ludzie zamożni powodują tyle samo wypadków co biedni, ale nie chodzi o jednostki (bogate najwyżej w drugim pokoleniu), a o tzw. statystycznego Polaka.
No chyba, że się mylę :)