#16
Większość przypadków potrąceń to uderzenia z boku. Najechanie to z tego co pamiętam jakieś parę % i to głównie w nocy przy słabej widoczności.

Z perspektywy kierowcy mogę powiedzieć tylko że w 100% rozumiem tą statystykę. Wiem że szybko mijający samochód to nic przyjemnego ale nie wiem jak w normalny dzień trzeba się rozpędzić żeby nie widzieć obiektu przed sobą.

Z perspetywy roweru mam na takie sytuacje prosty sposób... wyjeżdżam na środek, tak aby kierowcy musieli mnie normalnie wyprzedzić jak samochoód zmieniając pas. Nie interesują mnie przy okazji dziury, kałuże i studzienki z prawej strony jezdni. Wiadomo chowam się tam do prawej gdzie wiem że tamuje ruch a samochody i tak jadą powoli.
Moje ogłoszenia
Marin Bear Valley 1996

#17
mekp pisze:Z perspetywy roweru mam na takie sytuacje prosty sposób... wyjeżdżam na środek, tak aby kierowcy musieli mnie normalnie wyprzedzić jak samochoód zmieniając pas.
Też tak robiłem ale ostatnio uznałem, że to jednak zbyt ryzykowne. Wystarczy, że trafisz na jednego najebanego debila, który Cię nie zauważy bo ledwo co widzi kierownicę i wystarczy :roll:

#18
Jeżdżę zarówno samochodem, jak i rowerem (samochodem częściej) i myślę, że problemem jest brak zrozumienia bliźniego u obu stron.
Byłoby lepiej gdyby na kursie prawa jazdy było kilka obowiązkowych godzin jazdy rowerem po mieście - wielu osobom otworzyłyby się może jakieś klapki w głowach.
Tymczasem, nie tylko nie dba się o edukację, ale wręcz ją ogranicza - osoba pełnoletnia może korzystać z dróg publicznych (na rowerze) bez jakiejkolwiek znajomości przepisów ruchu drogowego, a Karta Rowerowa jest przedmiotem żartów. A był to jeden z lepszych "wynalazków" dawnego, być może słusznie minionego, systemu. Parę dni temu prawie miałem "czołówkę" na ścieżce rowerowej z młodą kobietą jadącą lewą stroną. Nie potrafiła wyjaśnić dlaczego.
Moim zdaniem, tylko całkowite rozdzielenie światów samochodów i rowerów albo głębokie i mocno przemyślane działanie edukacyjne mogą przynieść jakieś efekty.
A fundamentalną przyczyną tych problemów jest bieda. Gdybyśmy mogli sobie pozwolić (w sensie ekonomicznym) na spokojne życie i niespieszny dojazd do pracy, domu, lekarza, sklepu itp. to byłoby bezpieczniej na drogach.
Wiem, można powiedzieć, że ludzie zamożni powodują tyle samo wypadków co biedni, ale nie chodzi o jednostki (bogate najwyżej w drugim pokoleniu), a o tzw. statystycznego Polaka.
No chyba, że się mylę :)
cron